czwartek, 25 kwietnia 2024

Bez mentalu nie ma medalu? Projekt Warszawa bliżej brązowego medalu.

O tym dobitnie przekonała się Asseco Resovia Rzeszów w pierwszym  meczu o brązowy medal z Projektem Warszawa (0:3).

Faworytem do zdobycia brązowego medalu według siatkarskich ekspertów, była Asseco Resovia Rzeszów po stylu gry, jaki zaprezentowała w półfinałowych  starciach z Jastrzębskim Węglem. Ciekawe, czy po tym, co wydarzyło się wtorkowego wieczoru w hali Podpromie 😋,
Prawdziwego faceta poznaje się po tym, nie jak zaczyna, ale jak kończy, tym dwuznacznym powiedzeniem można by określić postawę "Wilków" w pierwszych II setach tego starcia 😀. Bo co z tego, że w każdej z tych partii do pewnego momentu przeważaliśmy, jak nie mieliśmy "siatkarskich jaj", by do kończyć te sety na swoją korzyść. Zamiast tego mieliśmy postawę, dobrze nam znaną w tym sezonie, czyli samo się wygra. No nie wygrało się samo i tego, była świadoma drużyna Projektu Warszawa, która pokazała charakter, a także kolektyw. Nie tylko łamiąc mental rzeszowskich indywidualności w końcówkach tych II setów, ale też udzielając nam srogiej lekcji siatkówki w ostatnim secie. Pokazując przy tym, że siatkówka to gra zespołowa, a nie indywidualności oraz jaka różnica między rozgrywaniem a wystawianiem 😎. A co pokazała drużyna z Rzeszowa oprócz tego, że samo się wygra? Właściwie to odwrotność tego, co pokazał zespół ze stolicy naszego kraju, ale to chyba nikogo, nie powinno dziwić. Bo drużyna z Rzeszowa, nie jest drużyną, lecz  indywidualnościami z niezłymi umiejętnościami aktorskimi. O czym przekonaliśmy się na przestrzeni tego spotkania. 
W mojej opinii Jakub Kochanowski zaklepał sobie występ w siatkarskiej Lidze Mistrzów, w przyszłym sezonie, tak wiem, że powiecie, iż wszystko jest jeszcze możliwe, bo przecież jeszcze piłka będzie nad siatką, w co najmniej jednym meczu oraz to, że nie jestem "Pasiakiem" 😉. Chciałbym być optymistą, lecz trudno mi nim być. Po tym, co zobaczyłem nie tylko we wtorkowy wieczór na Podpromiu. Chyba szansa na medal skończyła się wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego, w sobotnim spotkaniu. Ten projekt właśnie wtedy dobiegł końca (chyba), a trener Medei już chyba myśli o nowej drużynie. Mam tutaj na myśli, nie styl zwycięstwa drużyny trenera Piotra Grabana, ale niezrozumiałe, niektóre dla mnie decyzje szkoleniowca Asseco Resovii Rzeszów. Oczywiście życzę sobie i Wam, by moje czarne wizje się nie spełniły!

*foto: www.plusliga.pl


niedziela, 21 kwietnia 2024

Już byli w ogródku i... zagrają o brąz.

Jastrzębski Węgiel razem z Asseco Resovią Rzeszów po raz kolejny zafundowali swoim kibicom huśtawkę emocji na najwyższym siatkarskim poziomie (3:2).

Po tym, co zobaczyliśmy w środę, w hali Podpromie pod względem emocji siatkarskich. Liczyliśmy na powtórkę w meczu rewanżowym.
Po pierwszym zwycięskim secie, kiedy to drużyna z Jastrzębia-Zdroju wydawać się mogło, kontrolowała przebieg seta, choć na jej "twarzy" pojawiały się "rysy" w postaci błędów własnych. Wydawało się, że jest już po zabawie i Mistrz Polski zagra w finale. Jednak drużyna z Rzeszowa przez kolejne dwa i pół seta, pokazała takie swoje oblicze, jakie kibice chcieli, by oglądać, w każdym spotkaniu. Mimo szybkiego zjazdu "do bazy" Jakuba Buckiego zobaczyliśmy sporą siatkarską jakość na prawym skrzydle za sprawą Klemena Cebulja. Który również kopał w polu serwisowym. Do dyspozycji Słoweńca dołączyli się pozostali koledzy z zespołu, którzy prezentowali swoje "kwity" siatkarskie — nie tylko w ataku, ale i defensywie, czy "gaszenie światła""Forniemu", Patry. Co sprawiło, że w szeregi graczy w białych strojach, zaczęły się wkradać nerwy. Na co wskazywały gesty gospodarzy wczorajszego spotkania, a także mina trenera Marcelo Mendeza. Kiedy to na tablicy wyników był wynik 15:21 w IV secie, wydawało się, że to Asseco Resovia Rzeszów jest na ostatniej prostej, by z przysłowiowego buta wejść do finału Plus Ligi. I być autorem największej sensacji w trwającym jeszcze sezonie ligowym, a zarazem niespodzianki dla swoich "pasiastych kibiców". Niestety radość i ból serca kibica siatkówki dzieli, jak się okazało bardzo cienka granica  😎. Bo rzeszowski kameleon, pokazał swą drugą twarz, czyli "samo się wygra"! Nasz rozgrywający, był czytany niczym dobra książka, przez blokujących  "Jastrzębian". Skutkiem tego było "ugotowanie" Jakuba Kochanowskiego, TJ-a DeFalco, którzy do tej pory prezentowali się znakomicie. Wystarczyło tylko zmienić strefę ataku, czy wpuścić Łukasza Kozuba na parkiet. Spektakularny powrót Mistrza Polski określiłbym przysłowiem — poniósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka 😉.
Najwyraźniej zawodnicy z Rzeszowa zapomnieli, jak klasową drużyną, są zawodnicy drużyny z Jastrzębia-Zdroju. I, że potrafią wykorzystać, każdą słabość rywala, "logując" się na nowo do gry w najmniej odpowiednim dla rywala momencie.
Niemniej jednak dziękujemy drużynie z Rzeszowa, za pozostawione na parkiecie serducho, walkę, o każdą piłkę oraz stany zawałowe w tych starciach półfinałowych. Bo przecież te półfinałowe bitwy, były najlepszymi meczami Asseco Resovii Rzeszów w tym sezonie. Nam pozostaje drugi rok z rzędu walka w "małym finale", a przecież jest o co grać. Bo brązowy medal premiuje grą w siatkarskiej Champions League, w przyszłym sezonie. Po finałowym turnieju o Tauron Puchar Polski właśnie taki skład finału PlusLigi obstawiałem. Dla Zawiercian to i tak jest historyczny sezon, ale ktoś powiedział, że "Jurajscy Rycerze", nie mogą zagrać va banque 😋.

*foto: www.plusliga.pl

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

One man show na Podpromiu i Asseco Resovia Rzeszów gra o medale!

Asseco Resovia Rzeszów zameldowała się w fazie medalowej PlusLigi, pokonując w rewanżowym meczu ćwierćfinałowym na Podpromiu Trefl Gdańsk (3:1).

Pomimo odrodzenia się, jak feniks i wyszarpaniu zwycięstwa przez rzeszowskie "Wilki" w gdańskiej Ergo Arenie. To i tak nie można było być niczego pewnym przed rewanżem z dwóch powodów: kontuzja kostki lidera rzeszowskich "Wilków" - Stephena Boyer oraz waleczność "gdańskich lwów". Którzy zapowiadali walkę o odwrócenie losów ćwierćfinału na Podpromiu. 
I rzeczywiście wynik premierowego seta na to wskazywał, bo podopieczni Giampaolo Medei, nie mieli żadnych argumentów siatkarskich poza postawą w polu serwisowym. Za to gdańszczanie świetnie spisywali się w systemie blok-obrona, wykorzystując problemy drużyny z Rzeszowa w ataku. Dodatkowo krew w żyłach kibiców "Pasów", mroziła skuteczność  w ataku Kuby Buckiego (17%). Początek drugiego seta, choć należał do graczy znad morza to jednak z czasem, zaczęła się zarysowywać przewaga gospodarzy. Niepośrednią rolę odegrała zagrywka drużyny z Gdańska, która przestała robić szkodę drużynie z Podproma. Skutkiem tego było 73% eff ataku podopiecznych Giampaolo Medei i remis w setach na tablicy wyników.
Początkowa faza partii numer trzy to walka punkt za punkt, lecz on man show na Podpromiu w polu serwisowym, postanowił rozpocząć  Jakub Bucki i kontynuować, jak się później okazało w ostatniej partii spotkania 😍. Co do czerwoności rozgrzało publiczność zgromadzoną w hali na rzeszowskim Podpromiu, a "gdańskim lwom" opadły grzywy i nie podjęli już walki w tym spotkaniu. I statuetka MVP tego spotkania powędrowała w ręce jokera "wilczej watahy". Ale czy mogło być inaczej, kiedy zagrywa się 34 razy, zdobywając 11 asów z jednym błędem, 50% atak. Ustanawiając tym samym nowy indywidualny rekord asów serwisowych w meczu 💪. Czy musimy się obawiać o prawe skrzydło pod nieobecność francuskiego bombardiera po tym występie? Odpowiedzcie sobie sami 😎. Show rzeszowskiemu atakującemu, swoimi efektownymi atakami z lewego skrzydła, próbował skraść Torey DeFalco (18 pkt/as/blok/65% eff ataku). Tę dwójkę w ataku dzielnie wspierał Yacine Louati, a także Karol Kłos z Jakubem Kochanowskim. 
To wszystko sprawiło, że Asseco Resovia Rzeszów zagra o plus ligowe laury. Awansować do ścisłego ligowego finału, nie będzie jednak łatwo. Bo naszym półfinałowym rywalem, będzie drużyna Jastrzębskiego Węgla, która gra przecież w innej lidze. Warto jednak pamiętać o tym, że póki piłka nad siatką to wszystko jest możliwe 😊. Pierwsza odsłona tego półfinału już pojutrze na rzeszowskim Podpromiu. Niech piekiełko zapłonie, powtórka mile widziana 😍! A w meczu o piątą lokatę spotkają się dwie rewelacje, trwającego jeszcze sezonu, niech wygra lepszy!

*foto: fb/Asseco Resovia Rzeszów


niedziela, 14 kwietnia 2024

30 wspaniałych Nikoli Grbicia!


Play-offy w polskiej lidze wystartowały, selekcjoner ogłosił powołania. Więc to znak, że czas myśleć o sezonie reprezentacyjnym, który zbliża się wielkimi krokami.

Nie będę Wam mówił, jaki jest cel reprezentacji Nikoli Grbicia na ten sezon, bo wszyscy go dobrze znamy. Zanim przejdę do omówienia poszczególnych pozycji. To nie kryłem zdziwienia, czytając kilka nazwisk z listy. Jednak wierzę w słuszność tych wyborów, choć niektóre, są czy mogą być bliższą lub dalszą melodią przyszłości. To szanuję selekcjonera za to, że chce dawać możliwość młodym wyróżniającym się graczom w PlusLidze, możliwość poczucia ciężaru koszulki z Orzełkiem na piersi 😍. Choć, jak sam mówi, mogą być zmiany w trakcie sezonu, w tej trzydziestoosobowej biało-czerwonej talii kart. Mówi się, że od przypadku głowa nie boli, lecz tego bólu głowy naszemu selekcjonerowi może pozazdrościć nie jeden selekcjoner reprezentacji na świecie.

Rozgrywający:
Myślę, że trener na ten moment dokonał najlepszego wyboru z możliwych. Na pewno szkoda, że kontuzja wyeliminowała Kamila Droszyńskiego, bo przez większą część sezonu swoją grą pokazywał, że powinien się na tej liście znaleźć. Podobnie, jak Kapitan Bogdanki LUK Lublin, bo to w dużej dzięki Jego rozegraniu zespół z Lubelszczyzny, jest rewelacją sezonu ligowego. Zapewne na VNL, każdy z powołanych rozgrywających  założy biało-czerwoną koszulkę. W moim odczuciu jednak Komenda z Łomaczem nie powinni mieć większych szans, by wytrącić bilety olimpijskie Januszowi i Firlejowi.

Atakujący:
Czas na pozycję po przekątnej z rozgrywającym, czyli atak. Gdzie tak naprawdę toczy walka o to, aby być zmiennikiem Kapitana Gangu Łysego, bo chyba dla wszystkich kibiców Bartosz Kurek, jest niekwestiofnowaną jedynką w tejże formacji. Nie zazdroszczę selekcjonerowi wyboru, bo przecież Karol Butryn i Bartłomiej Bołądź, są liderami swoimi ekip w ofensywie. Na ten moment bliżej mi do tej jakości siatkarskiej, którą daje Karol Butryn "Jurajskim Rycerzom". I jego zabrałbym do Paryża 😎. Posypią się teraz słowa krytyki, że tą dwójką, byłby Łukasz Kaczmarek, który dał nam złoto VNL i Mistrzostwo Europy. Jednak, ja patrzę na aktualną dyspozycję atakującego ZAKS-y. Trzeba pamiętać, że na Igrzyskach Olimpijskich powinni grać zawosnicy w najwyższej dyspozycji sportowej. Chyba w tym sezonie nie powinno być czasu na eksponowanie miłości do "Zwierzaka" 😉. Na pewno trzeba też pamiętać o Dawidzie Dulskim, który swoimi "kwitami", utrzymał beniaminka z Częstochowy w Pluslidze. W zeszłym sezonie posmakował już ciężaru biało-czerwonej koszulki, lecz z dalszej części sezonu wyeliminowała go kontuzja nadgarstka. Czy Bartosz Gomułka bardziej zasługiwał na powołanie niż Kewin Sasak? Nie wydaje mi się, ja wiem, że atakujący radomian to daleka melodia przyszłości, ale to prawoskrzydłowy drużyny z Gdańska w moim odczuciu bardziej zasługuje na to, by znaleźć się w tej szerokiej kadrze.

Przyjmujący:
To kolejna pozycja, gdzie mamy kłopot bogactwa, gdzie ofiarami tego kłopotu padli: Rafał Szymura i Bartosz Kwolek, którzy grają naprawdę fajne sezony w swoich klubach. Choć osobiście dla mnie absolutnym nieporozumieniem jest dla mnie brak "Kwola", który Tauron Pucharu Polski gra sezon życia. Wiem, że na liście, są tacy zawodnicy, jak "Pan Siatkarz" Tomasz Fornal, który do spółki z Norbettem Huberem, trzyma kierownicę buldożera z Jastrzębia-Zdroju oraz bombardier Wilfredo Leon, czy odrodzony na włoskiej ziemii Kamil Semeniuk. Jestem niezwykle ciekaw gry "Bedniego", bo chyba mu nie  czy próby odbudowania Aleksandra Śliwki. Wszyscy wiemy, że Kapitan trzykrotnego zdobywcy Klubowego Mistrza Europy, jest dla naszego selekcjonera, jak syn 😊. Wiemy też, że taki cwaniak w pozyzywnym tego słowa znaczeniu, przyda się naszej reprezentacji. Jednak nie mamy się czego obawiać w przypadku niepowodzenia z odbudową popularnego "Śliwy". Bo na liście powołanych, jest lider na lewym skrzydle - Artur Szalpuk, który na pewno chciałby powalczyć o wyjazd na Igrzyskie Olimpijskie. Ciekawe, co na to wszystko Mikołaj Sawicki, który do spółki z Sasakiek, jest liderem Trefla Gdańsk. Mam nadzieję, że w końcu, będziemy mogli się przekonać o talencie Michała Gierżota, który faluje, jak dla mnie w barwach PSG Stali Nysa. A, jak wiemy biało-czerwony trykot "warzy" i parzy" 😋. Nie pytajcie mnie o czwórkę przyjmujących do Paryża, bo nie chcę złamać sobie zębów na tym orzechu 😜.

Środkowi:
Rywale słysząc nazwiska: Bieniek, Huber i Kochanowski oraz Kłos, mają gęsią skórkę, a selekcjoner moralnego kaca. Ale czy może być inaczej, kiedy dwóch z tej elity wróciło kapitalnej formy po kontuzji. A "Noba Huba" jest siatkarzem z innej planety (122 bloki) w trwającym sezonie PlusLigi. A "Wujo Karol" trzyma fason na środku Asseco Resovii Rzeszów 😎. Nie bez kozery wymieniłem w tej kolejności pierwszą trójkę w kontekście walki o olimpijskie laury 😜. A przecież wśród powołanych jest powrający do dobrej dyspozycji Mateusz Poręba, tak mnie zastanawia, co wśród powołanych robi Sebastian Adamczyk, bo według mnie niczym szczególnym się nie wyróżnił (ale to tylko moja opinia😉. Natomiat cieszy fakt, iż selekcjoner zobaczył, wyróżniających się w lidze Szymona Jakubiszaka i Łukasza Usowicza. Którzy na pewmo będą chcieć "podgryzać" "elektryków" klasy premium 😂.

Libero:
Zaskoczeń na tej pozycji nie ma, bo nie mogło być. Hawryluk i Szymura to potencjalni zmiennicy dla Popiwczaka. Po "zawieszeniu butów" przez Pawła Zatorskiego, a prędzej czy później to nastąpi. Podpadnę teraz "pasiastym kibicom", bo dla mnie na ten moment, libero na najważniejszej imprezie tego sezonu powinien być "Piwko".

PS. Zaznaczę, że to, są tylko moje dywagacje i przemyślenia, nie każdy musi się z nimi zgadzać 👊.  

*foto: fb/Polska Siatkówka

wtorek, 9 kwietnia 2024

Zwycięstwo na koniec rundy zasadniczej!

Asseco Resovia Rzeszów zakończyła fazę zasadniczą PlusLigi zwycięstwem przed własną publicznością w meczu z Trefem Gdańsk (3:1).

Był to dziwny pod wieloma względami po pierwsze, był to mecz zagrywki (8 asów, z czego 4 Adriana Staszewskiego MVP), bo to tym elementem drużyna Giampaolo Medei rozstrzygnęła to spotkanie na własną korzyść. Po drugie trener Medei postanowił najwyraźniej, postanowił dać poczuć boiskowy "prąd" wszystkim "Wilkom". I powiem Wam, że podobało mi się podejście włoskiego szkoleniowca, był to swego rodzaju przegląd rzeszowskiej "watahy". Brawa dla włoskiego coacha nie tylko za odwagę w mieszaniu składem, ale przede wszystkim za odwagę w stawaniu na młodych bowiem na parkiecie zobaczyliśmy Konrada Szpakowskiego, który zaliczył na moje oko bardzo dobry występ (3 punkty/ 1 blok/ 40% atak oraz 2 obrony). To już drugi po Miłoszu Wróblu środkowy, który zaznał gry pod skrzydłami włoskiego szkoleniowca "Pasów".
Tyle tytułem wstępu, czas przejść do wydarzeń na parkiecie😎. Choć rzeszowscy siatkarze wyszarpali premierową partię na przewagi to bardziej, mogła podobać się gra graczy gdańskiego Trefla. Którzy od początku seta pokazywali, iż przyjechali na Podpromie walczyć. Przez co drużyna z Rzeszowa miała problem z atakiem na podwójnym oraz potrójnym bloku. Po raz kolejny w tym sezonie można było sobie zadać pytanie: Co w drużynie Asseco Resovii Rzeszów robi Klemen Cebulj? Który w dwóch setach zdobył zaledwie 5 punktów. W II secie gdańskie Lwy nie pozwoliły sobie wydrzeć prowadzenia, albo inaczej mówiąc, wybili "Pasom" siatkówkę z głowy bawiąc się w ataku ze wszystkich stref oraz "gasząc im światło" (3 bloki). Choć w kolejnych setach młodzież gdańskiego Trefla (o której na pewno jeszcze usłyszymy.) dzielnie stawiała czoła drużynie z Rzeszowa. To na nic się to jednak zdało, bo rozegranie Łukasza Kozuba, a także przyjęcie zagrywki pozwoliło "mistrzom podwójnej krótkiej" przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Po raz kolejny "kwity" Łukasza dały nam fajną grę i zwycięstwo naszej drużyny.
Jak się wczoraj okazało potyczek z Treflem Gdańsk w tym sezonie, bo obie drużyny stoczą bój o wejście do strefy medalowej PlusLigi. Trzeba jednak pamiętać, że każdy mecz to inna historia i emocji na pewno nie zabraknie, a i może "złotego seta" 😎. Z drugiego meczu przeczytacie wrażenia z live w hali Podpromie, może wreszcie przyniosę im szczęście 😜.

foto: fb/ klubu  

sobota, 6 kwietnia 2024

Święto ognia.

Tytuł tego filmu można odczytywać dwojako, ale o tym później😉. Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Anastazja Łabędowicz, która żyje sobie ze swoją rodziną w stolicy naszego kraju oraz zmaga się z moim "pakietem szczęścia", które nie nazywa Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, lecz "porożem". 
Mając na koncie już kilka obejrzanych filmów o tym "pakiecie szczęścia", gdzie numerem jeden dla mnie niezmiennie jest "Chce się żyć" (przemyślenia możecie przeczytać tutaj), z jak dla mnie brawurową rolą Dawida Ogrodnika. Zastanawiałem się, w jaki sposób zostanie przedstawiony ten "pakiet szczęścia" w ekranizacji książki Jakuba Małeckiego. Muszę Wam powiedzieć, mam mieszane odczucia po obejrzeniu tego filmu. Nie rozumiem, dlaczego w takich filmach, ulubionym zajęciem głównego bohatera jest obserwowanie świata przez okno lub z balkonu. A także tacy bohaterowie, są przedstawiani jako osoby, z którymi komunikacja możliwa jest jedynie specjalnie stworzone programy komputerowe oraz to, że osoby zmagające się z tą jednostką chorobową posiadają tzw. dziurę matematyczną (ja ją mam i nie wstydzę się o tym mówić, lecz znam osoby, które nie mają problemu z królową nauk). Co może spowodować, że widz będzie wrzucał wszystkie osoby z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym do jednego worka. Natomiast fajne jest to, że w filmie część rzeczy, są ukazane poprzez retrospekcję. Dzięki czemu widz może się do edukować w kwestii "poraża" 😉. Bo niby skąd pospolity Kowalski ma wiedzieć o reakcji rodziców na wieść o tym, że ich dziecko całe życie, będzie walczyło o rzeczy, które dla zdrowego, są czymś prozaicznym, bo lekarze umywają ręce od przyznania się do błędnej decyzji. Czy to, że z czasem rodzic staje się dla swojego dziecka opiekunką i fizjoterapeutą w jednym 24/7,  poświęcając przy tym swoje życie prywatne, a nawet zdrowie. Jak często wygląda reakcja zdrowego starszego rodzeństwa, gdy w domu pojawia się niepełnosprytny niemowlak, który z automatu będzie "oczkiem w głowie" rodziców. Oglądając ten film widz, powinien skłonić się do refleksji, że życie  osoby z Mózgowym Prażeniem Dziecięcym, jest nieustanną walką na wielu płaszczyznach ludzkiego życia.😊.
"Nastka" i jej siostra Łucja, mają swoje "Święto ognia", do którego uparcie dążą mimo kłód rzucanych pod nogi i koła obu dziewczynom. Dla głównej bohaterki jest to zdanie matury zaś Łucji, główna rola w balecie na deskach Opery Narodowej w Warszawie, który jest tytułem filmu. Jeśli chcecie się przekonać, czy siostry osiągnęły swoje cele to, obejrzyjcie film.
Oglądałem ten film z dwóch perspektyw, pierwsza z nich to posiadacz "pakietu szczęścia", który jest motywem przewodnim filmu. Druga zaś to perspektywa filmowca, bo nadal mi wiele z niego zostało 😎. Jako posiadacz "pakietu szczęścia" kilkukrotnie w oku zakręciła się łza, bo mogłem sobie wyobrazić, co czuli moi Rodzice, gdy usłyszeli diagnozę, bo przecież miałem być roślinką... Ile musieli poświęcić, by móc zapewnić mi należytą opiekę, w każdym aspekcie życia. W jednym nie wiem, co czuła bohaterka, bo odkąd pamiętam, jestem "oczkiem w głowie" dla mojego starszego Rodzeństwa, nie wspominając o tych dwóch Wariatkach. Chyba, każdy posiadacz "poroża" słyszy wielokrotnie pytanie: Po co Ci to? Na szczęście nauczyłem się je przyjmować tak, by moja "kochanka", nie dochodziła do głosu 😂. Zawsze ciekawiło mnie to, co się dzieje w moim mózgu, gdy się stresuje i chciałem to zobaczyć, lecz wydawało mi się wręcz nierealne. Dzięki obejrzeniu tego filmu już wiem, gdyż w filmie, jest to ukazane — genialnie zmontowane ujęcie 😍. W filmie nie brakuje ujęć, które idealnie oddają zachowanie ciała osoby zmagającej się z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, czy też  przebitek, które ukazują życie stolicy. Feedback ułatwia odpowiednio dobrana do poszczególnych ujęć ścieżka dźwiękowa.



 

czwartek, 4 kwietnia 2024

Czwórka zaklepana na trudnym terenie!

W przedostatniej kolejce fazy zasadniczej Asseco Resovia Rzeszów pokonała na wyjeździe Bogdankę LUK Lublin (1:3). Zapewniając sobie 

Już od pierwszej piłki gracze w czarnych strojach wysłali sygnał do graczy z Lublina, iż przyjechali tutaj po 3 punkty do ligowej tabeli, które zapewnią im 4 lokatę przed play-offami.
A wszystko to za sprawą dobrej gry na lewym skrzydle Yacine Louati. Jednak gracze w żółtych koszulkach rzucili się do odrabiania strat, lecz nie udało im się ich odrobić strat. Bo w polu serwisowym pojawił się Torey DeFalco, który zanotował dwa asy serwisowe. Nie oznaczało to jednak końca emocji w tym secie, a wręcz przeciwnie. Od tego momentu rozgorzała walka punkt za punkt, chwilę gospodarze zwietrzyli szansę, by spróbować odwrócić losy premierowej partii za sprawą swojej zagrywki, która Asseco Resovii Rzeszów sprawiała spore problemy. Skuteczną receptą na przechylenie zwycięstwa w pierwszym secie na stronę "Pasów", okazała się gra środkiem Fabiana Drzyzgi. Druga partia miała niemalże identyczny przebieg, choć jej początek był, nie co inny pierwszej, bo to w jej początkowej fazie byliśmy świadkami walki punkt za punkt. Gra Stephena Boyera na prawym skrzydle dała podkarpackim "Wilkom" trzypunktową przewagę, mimo to kibice "Pasów", nie mogli oglądać tego meczu spokojnie za sprawą dwóch pomyłek amerykańskiego skrzydłowego zdobywcy Pucharu CEV. W końcówce drugiego seta gracze Asseco Resovii Rzeszów zdołali pokazać "wilczy pazur" - blok i atak DeFalco. Jednak lublinianie chcieli za wszelką cenę doprowadzić do wyrównania stanu meczu. Jednak gra środkowych do spółki z atakującym w końcówce sprawiła, że gracze w czarnych strojach, byli już tylko o seta, by wywieźć pełną pulę z tego trudnego terenu. Początek trzeciego seta to znów walka niczym na bokserskim ringu. Z czasem zaczęła się jednak zarysowywać przewaga rewelacji z tego sezonu. Nieoczekiwany obrót sprawy zafundował Yacine Louati za sprawą swoich bloków i asów serwisowych, co mogło dawać kibicom z Rzeszowa nadzieję, że jednak to spotkanie za kończy się w trzech setach. Ale tylko mogło, bo znów zobaczyliśmy rzeszowskiego kameleona, który nieoczekiwanie oddaje pole rywalowi przy okresie swojej dobrej gry. A cichymi katami rzeszowskich siatkarzy okazali się Maciej Krysiak i Marcin Kania oraz Jakub Wachnik. W czwartym secie drużyna z Rzeszowa postanowiła dokończyć zabawę. Czego skutkiem były bomby Stephena Boyer, punktowe bloki, czy ataki naszych środkowych. Taki obraz gry sprawił, że graczom Bogdanki LUK Lublin zabrakło argumentów, by doprowadzić do tie-breaka.
To spotkanie mogło się podobać, bo była to twarda męska gra po obu stronach. Fajnie, że drużyna z Rzeszowa potrafiła zareagować pozytywnie po katastrofalnej końcówce trzeciej partii i przywieźć bezcenne trzy punkty z Lublina. Trzy punkty, które zapewniają im walkę o półfinał z czwartego miejsca po fazie zasadniczej. A tym samym rewanżowy mecz ćwierćfinałowy przy własnej niesamowitej publice, co może mieć kolosalne znaczenie.
Siłą drużyny z Rzeszowa we wczorajszym spotkaniu, było nie tylko przyjęcie, gra lewym skrzydłem, czy środek siatki, ale przede wszystkim gra w defensywie, co dało Michałowi Poterze statuetkę MVP. Swoją drogą dawno nie widziałem, tak dobrze grającego w defensywie Fabiana Drzyzgi, trzeba go także pochwalić za to, za co jest odpowiedzialny w drużynie z Rzeszowa. Osobiście podzieliłbym statuetkę między Poterę, Drzyzgę oraz francuskiego lewoskrzydłowego.

*foto: www.plusliga.pl, www.assecoresovia.pl